Marta Wroniszewska cierpliwie obiera adopcję i pieczę zastępczą z warstw potocznych wyobrażeń o „sierotach” oraz ich „wybawicielach”. Ze społecznych fantazji o nieważności tego, co minęło, o nowych początkach i podziale na matki prawdziwe i nieprawdziwe. Tym, co znajdujemy po dotarciu do środka, nie jest jednak pustka, tylko gorzko-słodkie jądro. Twarde i zarazem doskonale niejednoznaczne. Nie jest to książka dla tych, którzy oczekują kojącej opowieści o tym, że miłość uleczy każdą ranę, a wszystko skończy się happy endem. Jest to książka dla tych, którzy – otwarci na wątpliwości i trudne pytania – będą również gotowi przyjąć zawartą w niej nadzieję.